Witaj Asiu, tak jak ustaliłyśmy spotykamy się dziś żeby porozmawiać o chorobie afektywnej dwubiegunowej, na którą chorujesz od 5 lat. Czy mogłabyś powiedzieć coś więcej na temat tego jak zaczęła się Twoja „przygoda” z CHADem?

-Cóż…Właściwie to ja od zawsze miałam dość zmienne nastroje, dlatego na samym początku nie zdawałam sobie sprawy z tego, że coś jest nie tak. Pamiętam, że któregoś dnia wróciłam z pracy i zaczęłam płakać. Zaczęłam i nie mogłam przestać. To trwało bez przerwy przez 3 dni. W tym czasie zaszyłam się w łóżku, nie chciałam z niego wstawać. W końcu moje współlokatorki zadzwoniły po lekarza psychiatrę, który przyjechał mnie zobaczyć. Przepisał mi wtedy dość dużą dawkę antydepresantów. Po około miesiącu od rozpoczęcia przyjmowania ich mój nastrój zaczął się poprawiać. Wszyscy zadowoleni- w końcu nie leżałam już w łóżku jak ameba. Tylko później zaczęły się dziać inne rzeczy. Ja tego do końca nawet nie pamiętam, tak jakby mam zakrzywiony obraz rzeczywistości. Koleżanki opowiadały, że nagle zaczęłam kupować bardzo dużo rzeczy. Codziennie przychodziłam z siatą pełną ubrań, kosmetyków i rzeczy gospodarstwa domowego. Kupiłam nawet sprzęt do robienia tortów mimo, że nigdy wcześniej ani później ich nie robiłam. W ciągu miesiąca wydałam wszystkie zaoszczędzone pieniądze i dodatkowo założyłam sobie kartę kredytową. W tym czasie prawie w ogóle nie spałam, ciągle siedziałam w internecie wertując oferty  kupna różnych rzeczy. Nawet wzięłam urlop w pracy, bo miałam poczucie, że chcę go przeznaczyć na właściwe zaplanowanie tych zakupów. W końcu pieniądze się skończyły, nie miałam z czego zapłacić za pokój, który wynajmowałam, trzeba było wrócić do pracy.

– I co się wtedy stało? Co było dalej?

-W pracy nie mogłam się na niczym skupić. Zamiast wykonywać swoje obowiązki nadal wertowałam rozmaite oferty. Przy biurku też nie mogłam usiedzieć, ciągle musiałam chodzić. Współpracownicy zauważyli tą zmianę, pytali czy wszystko w porządku, szef się wkurzył, w końcu straciłam pracę. Mój pokój, który wynajmowałam pękał w szwach od zakupionych rzeczy, nie miałam gdzie tego pomieścić, a dług na karcie kredytowej rósł i rósł. Dostałam jeszcze ostatnią wypłatę z pracy, za którą też kupiłam kolejne niepotrzebne rzeczy…naczynia, zestaw głośników, kolejne ubrania…

-Jak zareagowały współlokatorki? Znajomi? Czy miałaś wtedy kontakt ze swoimi rodzicami?

-Współlokatorki śmiały się ze mnie, że pewnie niedługo otworzę sklep „mydło i powidło”, bo rzeczywiście kupowałam bardzo dużo…wszystkiego. Różnych rzeczy i każda z nich z innej bajki. Pytały czy na pewno wszystkiego potrzebuję i na co mi to wszystko. Doszłam do wniosku, że rzeczywiście większość tych rzeczy mi się nie przyda, ale potem przyszło mi do głowy, że może by tak spróbować na tym zarobić. Zaczęłam więc wszystko wystawiać na Allegro. Przez kolejny miesiąc udało mi się sprzedać kilka rzeczy, ale zarobiłam na tym kroplę w morzu tego co wydałam. Za zarobione pieniądze nie mogłam nawet zapłacić za mieszkanie, co spowodowało kłótnie między nami. O spłacaniu karty kredytowej nawet wtedy nie myślałam. Ze znajomymi na ten czas urwałam kontakt, z rodzicami niewiele rozmawiałam, ale odezwałam się do nich, gdy zostałam postawiona pod ścianą i potrzebowałam pomocy finansowej. Kiedy tata usłyszał o tym, że straciłam pracę i zakupiłam tyle rzeczy bardzo się wkurzył. Zaczął mnie krytykować za nieodpowiedzialność (tata od lat prowadzi sklep z artykułami gospodarstwa domowego), ale uznał, że po prostu chciałam w ten sposób rozkręcić biznes, który mi po prostu nie wyszedł.

-Kiedy ktoś się zorientował, że działasz nieracjonalnie, nie panujesz nad sobą i potrzebujesz pomocy psychiatrycznej?

Potem wróciłam do domu, tata zapłacił za 2 miesiące wynajmowanego pokoju oraz kaucję za wcześniejsze zerwanie umowy mieszkaniowej. Był wściekły. Kiedy zobaczył co kupiłam i za ile to zrobił mi awanturę. Powiedział, że kompletnie nie mam drygu do biznesu i uznał, że nauczy mnie co i jak. Zaproponował wspólne prowadzenie sklepu. On naprawdę myślał, że ja po prostu chciałam spróbować swych sił w handlu… Mama była zdziwiona, przecież do tego momentu byłam księgową, a to przecież zupełnie co innego niż handel.

-Jak tłumaczyłaś rodzicom to co zrobiłaś?

Mówiłam, że w pewnym momencie uznałam, że chcę zmienić swoje życie i że bycie księgową mnie znudziło. Podobno opowiadałam o tym w bardzo dziwny sposób…

-Dziwny czyli jaki?

Mama wspomina, że wszystko to co mówiłam mocno „nie trzymało się kupy”, było bardzo nielogiczne mimo, że do tej pory byłam osobą bardzo zrównoważoną, podejmującą racjonalne decyzje. Na przykład próbowałam jej wyjaśnić, że zakupiłam zestaw do robienia tortów, ponieważ chciałabym spróbować swoich sił w cukiernictwie, ale gdy pytała mnie o konkrety nie potrafiłam jej ich podać. W ogóle wszyscy uznali, że zachowuję się dziwnie i nierozsądnie, ale uznali, że może po prostu mam taki czas.

-Co było przełomem? Co sprawiło, że ktoś zauważył, że coś jest nie tak?

-Poza kupowaniem różnych rzeczy zaczęłam też chodzić na imprezy mimo, że nigdy wcześniej tego nie robiłam. Ale nie takie sensowne imprezy…po prostu wiejskie dyskoteki, od których do tej pory stroniłam. Piłam alkohol mimo, że wcześniej byłam abstynentką. Któregoś razu przesadziłam z tym alkoholem i spadłam ze schodów wychodząc z klubu. Złamałam obie nogi, trafiłam do szpitala i tam całe szczęście pielęgniarka zdała sobie sprawę z tego, że moim problemem nie były tylko połamane nogi. Lekarka, która się mną zajęła, zrobiła wywiad, wypytała o leki, które biorę, a ja brałam tylko ten antydepresant. To ona wpadła na pomysł, że wszystko co się ze mną dzieje to pewnie mania. Potem miałam kolejną konsultację z psychiatrą, który postawił mi diagnozę choroby afektywnej dwubiegunowej.

-Co diagnoza zmieniła w Twoim życiu? Jak zareagowały najbliższe osoby na wieść o tym, że chorujesz?

Psychiatra wyjaśniła mi, że moje zmienne nastroje, które odczuwałam od kilku lat to tzw. górki i dołki występujące w CHADzie oraz, że leki, które dostałam z powodu depresji wywołały u mnie manię czyli stan, w którym tracę kontakt z rzeczywistością i mogę robić wiele nieodpowiedzialnych rzeczy. Doszło do mnie, że zakupy, które robiłam i inne sytuacje były spowodowane chorobą. Odstawiłam antydepresant, zaczęłam przyjmować inne leki i się uspokoiłam. Znalazłam inną pracę w zawodzie, spłaciłam kartę kredytową, znów wynajęłam pokój w Warszawie i wszystko zdawało się wrócić na stare tory. Rodzicom nie wspomniałam o chorobie, bo wiedziałam, że nie zrozumieją. To są prości ludzie. Poza tym uznałam, że skoro biorę leki i jest ok to prawdopodobnie tak już zawsze będzie.

-A nie było ok?

-Po pewnym czasie zauważyłam, że przez leki zaczęłam przybierać na wadze. Akurat zaczęłam umawiać się z chłopakiem i bardzo zależało mi na utrzymaniu figury, odstawiłam je. Prawie przez rok wszystko było w porządku, żyłam w przekonaniu, że to co się stało to po prostu chwilowa fanaberia, głupota- jedna z tych, którą wszyscy czasem robią. Nie wierzyłam w diagnozę CHADu. Dodatkowo zdiagnozowano u mnie niedoczynność tarczycy, więc po prostu uznałam, że to było powodem mojego braku równowagi.

-Nie było?

-Niestety nie. Którejś zimy, tuż po zaręczynach z chłopakiem znów się rozsypałam. Tym razem zaczęłam mieć lęki związane z wychodzeniem z domu i ataki paniki. Nie byłam w stanie dojechać do pracy, poszłam więc do psychiatry i poprosiłam o zwolnienie. Ten znów przepisał mi antydepresanty, a ja głupia je po prostu wzięłam. Starałam się nie pamiętać, że lekarka ze szpitala wyjaśniła mi, że nie powinnam ich przyjmować, bo mogą wywołać u mnie manię, niby miałam diagnozę CHADu, ale ciągle to wypierałam.

-Mania wróciła?

-Oj tak. Tym razem zaczęłam znikać na całe noce, chodziłam po warszawskich klubach, gdzie uprawiałam przygodny seks z różnymi mężczyznami. Zerwałam zaręczyny, bo nagle stwierdziłam, że mój świetny do tej pory związek to pomyłka. Narzeczony okazał się jednak wspaniałym, mądrym człowiekiem. Kiedy dowiedział się co zrobiłam na początku nie chciał mnie znać, ale potem przypomniał sobie jak kiedyś wspomniałam mu o sytuacji z zakupami i szpitalem. Niemal za uszy zaciągnął mnie z powrotem do psychiatry, który pomógł mi się dostać na oddział do szpitala psychiatrycznego.

-Długo byłaś w szpitalu? Jak wyglądał taki pobyt?

-3 tygodnie. Przez ten czas lekarze starali się dobrać mi odpowiednie leki i spacyfikować moją manię. Było ciężko, bo tuż po manii jak już zdałam sobie sprawę z tego co w niej robiłam dopadła mnie silna depresja. Nie byłam w stanie wstać z łózka, nic zjeść, nie dało się nawet ze mną porozmawiać. W tym czasie narzeczony pojechał do moich rodziców i odbył z nimi trudną rozmowę na temat mojej choroby. Nie było łatwo, bo bardzo wypierali tą informację. Oskarżyli go, że „próbuje zrobić ze mnie wariatkę i że wpakował mnie do psychiatryka”. On był jednak bardzo wytrwały, po wyjściu ze szpitala zajął się mną i pilnował żebym regularnie brała leki.

-Wasz związek przetrwał?

-Tak. Było ciężko, ale nie odszedł ode mnie, do tej pory jest dla mnie dużym wsparciem, już jesteśmy po ślubie, planujemy dzieci. On wie, że póki biorę leki i się pilnuję wszystko jest ok. Niestety rodzice nadal nie rozumieją mojej sytuacji, twierdzą, że ta choroba to wymysł.

-A Ty wierzysz w to, że jesteś chora?

Tak wierzę, choć długo zajęło mi zaakceptowanie tego faktu. Przez około 2 lata ciągle chciałam odstawiać leki, wiele razy kłóciłam się o to z mężem. W końcu jednak skapitulowałam. Poszłam na terapię, która bardzo pomogła mi poradzić sobie z zaakceptowaniem CHADu, dała mi narzędzia do tego żeby samej monitorować swój nastrój i rozpoznawać kiedy zbliża się górka lub dołek.

-Czy mimo brania leków górki i dołki nadal się zdarzają?

-Czasem tak, ale już teraz to wyłapuję, po prostu idę do psychiatry i coś zmieniamy, dołączamy, z niektórych leków na pewien czas rezygnujemy. Zdaję sobie sprawę z tego, że niestety jestem trochę skazana na takie chemiczne regulowanie działania mojego umysłu.

-Czy były okresy kiedy mogłaś funkcjonować bez leków?

-Tak. Było kilka takich momentów, zawsze jednak robiłam to pod ścisłą kontrolą lekarza i męża, który jest dla mnie trochę takim aniołem stróżem. On czasem lepiej ode mnie wie kiedy zbliżają się kłopoty. Wtedy mocno mnie tuli i mówi „Asiu kochanie, widzę, że twoje demony znów dają o sobie znać, skonsultuj się proszę z panem doktorem”.

-Co choroba zmieniła w Twoim życiu?

-Nauczyła mnie, że nie każdy jest w stu procentach panem swojego losu. Że to co się z nim dzieje często zależy od sytuacji, w której się znajdzie, warunków w których przyszło mu żyć czy właśnie od choroby, z którą będzie zmuszony walczyć. Pokazała mi też którzy ludzie wokół mnie są naprawdę warci uwagi, którym naprawdę na mnie zależy. Straciłam wielu pseudoprzyjaciół, ale upewniłam się co do lojalności niektórych prawdziwych. Poznałam też wielu wartościowych ludzi zmagających się z tym samym problemem.

-Co to za osoby? Gdzie je poznałaś?

-Całe szczęście w Polsce coraz więcej mówi się o chorobach psychicznych, edukuje się społeczeństwo na ten temat, są nawet fundacje i organizacje, które starają się im pomóc. Są też grupy dyskusyjne w internecie. Dzięki nim poznałam bardzo wielu znajomych, z którymi możemy wspólnie się wspierać, czasem się spotykamy, wyjeżdżamy razem na wakacje.

-Czy jest coś co chciałabyś powiedzieć osobom, które są w miejscu, w którym Ty byłaś na początku diagnozy?

-Myślę, że najważniejsze to nie kopać się z koniem. Jeśli lekarz mówi, że na coś chorujesz to ma rację. Jest w końcu specjalistą w swojej dziedzinie i nie ma żadnego celu w tym żeby wprowadzać cię w błąd w kwestii diagnozy lub leczenia. Dziś wiem, że gdybym w momencie trafienia do szpitala zaakceptowała diagnozę choroby afektywnej dwubiegunowej, brałabym leki to oszczędziłabym sobie sporo cierpienia. Bardzo też zależy mi na tym żeby społeczeństwo zaczęło być bardziej otwarte na takie problemy, nie odsuwało się od ludzi z problemami psychicznymi, nie traktowało ich jak „wariatów”. Jesteśmy tak samo chorzy jak ludzie, którzy mają problemy z kręgosłupem, albo z sercem, tak samo potrzebujemy pomocy i wsparcia, nasze objawy są po prostu trochę inne.

-Masz rację, każda choroba bez względu na to czy dotyczy psychiki czy fizyczności jest problemem, nad którym warto się pochylić, którego nie można bagatelizować. Warto mówić o takich rzeczach, społeczeństwo zupełnie inaczej reaguje na to co zna niż na to czego nie zna. Tym bardziej z tego powodu bardzo dziękuję Ci za tą rozmowę. Mam nadzieję, że dzięki niej choć kilka osób inaczej spojrzy na problem CHADu.

-Ja też mam taką nadzieję, bo pacjenci naprawdę potrzebują wsparcia i zrozumienia otoczenia. Również bardzo dziękuję za rozmowę.